a

Leon Poniecki (1873-1945)

Wielkopolanin, na Śląsk trafił dzięki namowom Wojciecha Korfantego. Dyrygentowi zawdzięczamy stworzenie śląskiego Święta Pieśni i rozsławienie Zadola, jako miejsca spotkań miłośników pieśni rodzimej z wybitnymi działaczami narodowymi; jako ośrodka manifestacji uczuć narodowych i politycznych polskiego śpiewactwa na Śląsku. Otóż, 19 września 1909 r. - zanim powstał ZŚKŚ, Poniecki zgromadził tamże 8 chórów, w tym królewskohucką "Lutnię", by pod jego batutą mogły zaśpiewać 12 wybranych pieśni.

Po utworzeniu ZŚKŚ na Zadolu organizowano oficjalne zjazdy śpiewacze o zasięgu ogólnośląskim, na których połączone chóry śpiewały pod jedną batutą i występowały indywidualnie. Zjazdy cieszyły się wyjątkowym powodzeniem. Dość powiedzieć, że w zjazdach śpiewaczych na Zadolu organizowanych przed I wojną światową brało udział: w 1911 r. -14 chórów i ok. 1800 publiczności, w 1912 r. (dwukrotnie) - 48 chórów i 6 tys. publiczności, w 1913 r. - 38 chórów i ok. 12-15 tys. publiczności.

Oczywiście, działacz i dyrygent tego formatu nie zaznał spokoju ze strony policji pruskiej. Ścigany i karany byf permanentnie. Z więzienia wykupił go za 600 marek niemieckich Michał Wolski, prezes ZŚKŚ. Kiedy jednak suma kolejnych nakładanych na niego kar doszła do 3 tys. marek, nie widząc możliwości jej zebrania, aby uniknąć więzienia, przeniósł się do Czortkowa we wschodniej Małopolsce, następnie osiadł we Lwowie, by powrócić na Śląsk w okresie plebiscytu.

O autorytecie Ponieckiego, ale też jego przedsiębiorczości świadczyć może fakt, że będąc kierownikiem wydziału kulturalnego w dyrekcji Polskich Kopalń Skarbowych w Królewskiej Hucie, zdołał powołać i prowadzić przy jednej tylko kopalni "Król" w tymże mieście aż cztery chóry męskie: im Feliksa Nowowiejskiego (przy Polu Wschodnim kopalni), im Fryderyka Chopina (przy Polu Północnym), im. Ignacego Paderewskiego (przy Polu Zachodnim) oraz "Piast" (przy Polu Południowym); jednocześnie przy dyrek­cji PKS prowadził orkiestrę. Po to, by m.in. móc wykonywać dzieła muzyczne Feliksa Nowowiejskiego i Bolesława Wallek-Walewskiego, z którymi był zaprzyjaźniony.

* Przykład dwóch pierwszych dyrygentów chorzowskiej "Lutni" był inspiracją dla kolejnych, równie znakomitych nazwisk. Analizując poszczególne życiorysy dochodzę do wniosku, że "Lutnia" to ludzie, ich talenty, umiejętności, determinacja w wypełnianiu misji upowszechniania piękna pieśni, rozpisanej na pokolenia. To oni latami ofiarnego oddania ideałom, które hołubili, pisali historię kultury muzycznej w Chorzowie i byt to ich sposób na życie, na aktywną obecność w kreowaniu historii. To oni zapewnili "Lutni" ciągłość działalności wbrew wszelkim przeciwieństwom - i za to należą się każdemu dyrygentowi, śpiewakowi i działaczowi, także tym, którzy wspierali zespól moralnie i materialnie - słowa szczerego uznania. Długowieczność "Lutni" jest wielką wartością, cenną dla miasta, regionu, jak i całej kultury ogólnoludzkiej. Gratuluję stulecia "Lutni" wszystkim jej twórcom, a Jubilatowi życzę z głębi serca, by ta miłość do pieśni, do Polski, do duchowego szlachectwa i w efekcie do wszyst­kich ludzi, tryumfowała przez dalsze stulecia.

Rajmund Hanke